Doulowo

Wejdę doulowo w ten Nowy Rok!

Znalazłam dziś taki obrazek w sieci, grafika rzeczywiście nie powala :), ale treść trafia w sedno. Dziś znów kilka słów o douli.

Powtórzę się, ale uwielbiam ten cytat:
„Gdyby doula była lekiem, nieetycznym byłoby nie podawanie go.” 

Doula to kobieta, która całym swoim sercem otacza kobietę w ciąży, rodzącą i młodą mamę w połogu. Służy jej swoją wiedzą, doświadczeniem i szeroko rozumianym wsparciem fizycznym i emocjonalnym. Swoje  dobre fluidy kieruje również w stronę partnera, męża, świeżo upieczonego taty. Podczas porodu dawanie wsparcia kobiecie rodzącej jest czymś najważniejszym i oczywistym, jednak nie wszyscy zdają sobie sprawę, że wsparcia (choć innego niż mama) potrzebuje towarzyszący tata!

Doula rozumie co czujesz, słucha nawet wtedy gdy nic nie mówisz, odbiera sygnały płynące z ciała kobiety, pokazuje możliwości, wspiera wybory rodzącej, daje poczucie bezpieczeństwa, chroni Twoje potrzeby, pomaga odnaleźć ukryte pragnienia i siłę do ich urzeczywistnienia.

Życzę Wam i sobie na ten rok pięknych porodów, niektórzy z Was pewnie jeszcze nie wiedzą, że w tym roku narodzi się ich dziecko 😉
Cóż, mamy dopiero styczeń :)

Z najserdeczniejszymy myślami o Was!

j

Refleksja po konferencji

Tym razem chciałam podzielić się z Wami wrażeniami z konferencji, w której mogłam dziś uczestniczyć. Konferencja została zorganizowana przez Fundację Rodzić po Ludzku, jej temat brzmiał:
„Dokąd zmierzamy – nowe spojrzenie na poród”.

dr Michel Odent

Gościem specjalnym konferencji był dr Michel Odent, francuski lekarz położnik, który znany jest z propagowania naturalnych, fizjologicznych porodów, on również jest prekursorem porodów w wodzie. Dr Odent obrazując sytuację dzisiejszego położnictwa powiedział, że znajdujemy się na dnie przepaści… Może (moim zdaniem) zbyt mocne określenie, ale pokazuje ile jeszcze można zmienić na lepsze. Na szczęście szybko okazało się, że jest wielka nadzieja na wyjście z dna tej przepaści :) A jest nią fizjologia! A co tą fizjologią jest? Kiedyś już o tym pisałam, ale jeszcze raz przypomnę:

  • pozostawić poród procesem niezależnym od woli, rozpocznie się wówczas, gdy organizm sam uruchomi porodową mieszaninę hormonów
  • traktowanie rodzącej jako najważniejszej osoby na sali porodowej, respektowanie jej praw, wysłuchiwanie próśb
  • zapewnienie kobiecie ciszy i poczucia bezpieczeństwa
  • niestosowanie żadnych zbędnych interwencji medycznych

Dr Odent opowiedział, że wymarzony poród fizjologiczny to taki, gdzie w sali jest jedynie rodząca i doświadczona położna robiąca na drutach, która jest z boku, czuwa nad prawidłowym przebiegiem porodu, ale nie przeszkadza ani naturze ani rodzącej kobiecie, która nieskrępowana niczym i nikim zachowuje się tak jak czuje, jak podpowiada jej organizm.

Myślę, że to marzenia, które mają szansę się spełnić. Wszystkim Wam tego życzę!

Mechanizm hormonalny cz.2

Przepraszam za aż tydzień przerwy, ale w domu było kilka spraw wymagających mojej większej uwagi.
Dziś proponuję ciąg dalszy mieszanki hormonalnej…

Endorfiny podobnie jak oksytocyna wydzielane są przez przysadkę mózgową. Wywołują w nas uczucia euforii i przyjemności, nie muszę więc dodawać, że towarzyszą nam podczas współżycia, ciąży, porodu i karmienia piersią. Pojawiają się jednak również w sytuacjach stresowych, to one pomagają nam radzić sobie z przeżywaniem bóli porodowych, sprawiają również, że rodząca jest tak jakby w innym świecie, ma ograniczony kontakt z rzeczywistością.

Endorfiny swoimi właściwościami oddziałują również na noworodka, ich obecność w mleku matki wprowadza go w stan pozytywnego pobudzenia i przyjemności. Najwyższy poziom endorfiny osiągają w momencie urodzenia się dziecka powodując uczucie euforii i spełnienia u matki oraz efekt zapomnienia bólu porodowego.

Niedobrze jest gdy poziom endorfin zostanie zachwiany. Ich spadek powoduje wzmożone odczuwanie bóli porodowych, jak również spadek nastroju w połogu, tzw. „baby blues”. Zbyt wysoki poziom endorfin również jest sytuacją patologiczną, powoduje on bowiem spowolnienie akcji porodowej, a nawet zatrzymanie czynności skurczowej, co wiąże się z koniecznością interwencji medycznych.

Adrenalina potocznie nazywana jest hormonem „walki i ucieczki”. To ona jest odpowiedzialna za zdania nierzadko słyszane na sali porodowej: „Jak chcecie sobie rodzić to proszę, ale ja wracam do domu”, „Wypisuję się na własne żądanie” :) Adrenalina wydzielana jest przez organizm rodzącej w sytuacji zagrożenia, gdy zostanie ona pozbawiona intymności, poczucia bezpieczeństwa. Wpływają na to m.in. interwencje medyczne, częste badania położnicze, obecność wielu osób oraz hałas na sali porodowej, ostre światło. Niestety często personel szpitalny zamiast zadbać o sprzyjające rodzącej warunki ciszy i spokoju, dopatrują się w jej zachowaniu patologii. Zamiast podać kroplówkę, proponować znieczulenie czy podłączać kobietę do aparatu KTG, personel obecny na sali porodowej powinien przede wszystkim zidentyfikować źródła lęku i niepokoju u rodzącej, zapewnić jej poczucie intymności i prywatności. Ważne jest również zapewnienie ciągłości opieki i zmniejszenie osób obecnych przy kobiecie do minimum. Zdarza się również, że źródłem stresu u rodzącej jest osoba towarzysząca jej przy porodzie (np. mąż, matka, przyjaciółka), w takiej sytuacji zadaniem personelu jest spokojne wyjaśnienie sytuacji i wyproszenie takiej osoby (przynajmniej na jakiś czas) z sali porodowej.

Wydawać by się mogło, że adrenalina związana jest jedynie z trudnymi i negatywnymi sytuacjami. Jednak to ona jest najważniejszym hormonem w kluczowym momencie porodu. Jest niezbędna w momencie wypierania dziecka na świat, to ona zapewnia siły potrzebne do sprawnego wydostania się noworodka na zewnątrz organizmu mamy.

Na koniec pragnę jeszcze raz zaznaczyć, że poród przebiegający naturalnie, bez jakichkolwiek interwencji, jest najlepszą sytuacją zarówno dla matki jak i dla dziecka. Natura wyposażyła nas w mechanizm hormonalny, który w swojej naturze jest doskonały i nie wymaga żadnego „ulepszania”!

Za kilka dni trochę o doulach i o tym dlaczego w ogóle są ona potrzebne.

Niedługo przed rozpoczęciem porodu…

Poruszę temat dość istotny dla mam i tatusiów oczekujących na narodziny malucha. Temat porodu jest bardzo szerokim zagadnieniem, napisano wiele opasłych książek na ten temat. Chciałabym poruszyć istotne sprawy, które dotyczą porodu fizjologicznego. Nie będzie tu miejsca na zagłębianie się w różne patologiczne sytuacje. O tym napiszę innym razem.

Zacznijmy od jasnego postawienia sprawy. Ciąża jest fizjologicznym stanem w organizmie kobiety, objawem jej zdrowia i kobiecości! Skończmy więc raz na zawsze z bzdurami na ten temat i powiedzmy głośno, że ciąża nie jest chorobą! To jeden z kilku mitów, który czas w końcu obalić!

Poród jest zwieńczeniem 9 miesięcy (ok.280 dni), jakie mały astronauta spędza pod serduszkiem swojej mamy. Każda z mam na pierwszej ciążowej wizycie u ginekologa potwierdza swoje przypuszczenia (lub dowiaduje się:) ), że jest w ciąży. Po chwili położna lub lekarz chwyta (jak jakąś wyrocznię) okrągłe papierowe kółko i oznajmia: „No to termin porodu ma Pani na [np.] 10 grudnia”. Od tej chwili mama, a niedługo później cała rodzinka przeżywa tą datę jak co najmniej datę objawienia. Dlaczego o tym piszę, bo wiem nie tylko z własnego doświadczenia, że kobiety bardzo przywiązują się do tego konkretnego dnia. „10 grudnia, 10 grudnia, 10 grudnia….” Dlatego ważne, aby wiedzieć i pamiętać, że ten przysłowiowy 10 grudnia nie jest wyczarowaną datą, w której na pewno urodzi się Wasze dziecko. Jest to jedynie środkowy dzień terminu porodu. A więc cóż to jest ten termin porodu? Jest to okres dwóch tygodni przed środkowym dniem i dwóch tygodni po nim. Jeżeli ten dzidziuś z 10 grudnia urodzi się 26 listopada to będzie równie pięknym i zdrowym (może jedynie trochę lżejszym), niż gdyby urodził się 16 lub 24 grudnia.

Z pierwszym dzieckiem termin porodu miałam wyznaczony na 26 czerwca. Franio, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, urodził się 12 czerwca w nocy. Dodam tylko, że 3 dni wcześniej zdawałam jeszcze egzaminy na uczelni w innym mieście, a walizka, w którą zamierzałam spakować się do szpitala, leżała zakurzona w piwnicy… :)

W końcu nadchodzi ten wyczekany przez ok. 9 miesięcy moment. Coś się zaczyna… Może czujesz jakieś bóle w krzyżu lub w dole brzucha (podobne do bóli miesiączkowych), może zaskoczona zobaczysz, że tworzy się pod Tobą kałuża wody (wód płodowych). Czy będzie to poród, czy skurcze przepowiadające? Tego niestety nie jestem w stanie powiedzieć. Jeśli odeszły wody, to Wasz dzidziuś w przeciągu kilkunastu godzin z pewnością pojawi się na świecie, jeśli pojawiły się skurcze to nie jest to już takie oczywiste. Na szczęście są sposoby, aby sprawdzić jakimi te skurcze są. Aby dowiedzieć się co to za skurcze wykonaj jedną z poniższych czynności:

  • 15-minutową kąpiel lub prysznic
  • weź tabletkę rozkurczową (np. Nospa)
  • połóż się, odpocznij, zrelaksuj

Jeśli bóle miną znaczy, że poród nie rozpocznie się w najbliższych godzinach. Jeśli natomiast skurcze nie miną, będę stawały się coraz mocniejsze, dłuższe i regularne w czasie, to akcja porodowa została rozpoczęta. Skurcze porodowe są z początku dość nieregularne, nie należy się tym przejmować. Jest to sytuacja naturalna, nasz organizm nie ma w sobie stopera i nie nastawia go po każdym skurczu, aby następny przyszedł, podobnie jak poprzedni, po równiusieńkim odstępie np.83 sekund. Akcja porowa dopiero się rozkręca, przed Wami jeszcze piękny kilku, kilkunastogodzinny czas rodzenia!
Z początku skurcze mogą się pojawiać co 20-25 minut, kolejny może przyjść po 15, a następny znowu po 25 minutach. To wszystko jest normalne i nie oznacza, że dzieje się coś złego. Ważne jednak, aby osoba towarzysząca rodzącej, lub jeśli takiej nie ma, to ona sama, zapisywała godzinę rozpoczęcia kolejnych skurczy. Jest to pomocne, w podjęciu decyzji o tym, kiedy jechać do szpitala, również, aby w szpitalu można było powiedzieć położnym w jakich odstępach przebiegały skurcze.
Poza tym (a może przede wszystkim) po latach taka kartka jest piękną i wzruszającą pamiątką!

C.d.n.  jutro :)

Zaczynam pisać!

W związku z przeogromną potrzebą myślenia, czytania, opowiadania o tematach ciążowo – porodowo – połogowo – dzieciowych zaczynam pisać!

Wszystkich zaangażowanych w temacie, tych, którzy niewiele wiedzą, a chcieliby się dowiedzieć, ciężarówki i ciężarowców, rodziców planujących maluchy i wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób trafili na tego bloga zapraszam do czytania!

Na początek może coś o mnie i moim podejściu do tematu…

Jestem przeszczęśliwą żoną Filipa oraz mamą Frania i Juliuszka. Mój pierwszy poród przeżyłam w czerwcu 2009 roku, drugi zaś w lutym 2011r. Obecnie wyznaczonego terminu porodu nie mam… ale w przeciągu najbliższych kilku lat zamierzam mieć :)

Kiedy zaczęło się moje obsesyjne myślenie i zaangażowanie w tematy ciążowo-porodowe…? Pierwsza myśl przyszła kilka chwil po urodzeniu Frania… „To było niezwykłe, piękne, przeżyłam coś tak wspaniałego…” Przez kilka ciążowych miesięcy słuchałam mrożących krew w żyłach opowieści typu: „To był koszmar, rodziłam 72 godziny”, „Bardzo Ci współczuję, że musisz urodzić”, „Bidulko moja”, „Wiesz… to naprawdę będzie bardzo bolało, no ale musisz jakoś to przeżyć.”
Hmm… dzięki, bardzo budujące…

I w te kilka chwil po urodzeniu pierwszego synka zaczął budzić się we mnie bunt wobec takiego przedstawiania porodów. Tyle się nasłuchałam, a to tak naprawdę bardzo niewiele miało wspólnego z rzeczywistością. Dlaczego młoda dziewczyna w ciąży jest negatywnie nastawiana wobec czegoś co może być jednym z najpiękniejszych wydarzeń w jej życiu?!

Pomyślałam „O nie, tak nie będzie! Chcę, żeby wszyscy wiedzieli, żeby cały świat usłyszał dobrą nowinę o porodzie!”

Gdy na świecie pojawił się nasz drugi synek moje zaangażowanie znacznie się pogłębiło. Jeszcze na oddziale położniczym spędziłam kilka dni na rozmowach z położnymi. Kilka godzin po porodzie wchodzę do dyżurki i mówię: „Dzień dobry, chciałam strasznie podziękować za wczoraj, było wspaniale!”. A one z szeroko otwartymi oczami: „No chyba żartujesz, jeszcze nikt nigdy tak nie przyszedł do nas i nie mówił takich rzeczy! Raczej – co myśmy zrobiły, to okropne i że nigdy więcej!”

No cóż… Widać jestem trochę inna, ale… cieszę się z tej swojej inności :)

Zaczęłam pochłaniać artykuły naukowe, podręczniki akademickie dla studentów położnictwa, ostatnio brałam czynny udział w szkoleniu dla położnych dotyczących pozycji wertykalnych. Na wiosnę planuję szkolenie dla doul. Cały czas zbieram wiedzę i z zapałem patrzę na pracę w tym zawodzie. Nie wiem czy pójdę na studia położnicze, czy zostanę doulą, czy będę prowadzić szkołę rodzenia, czy zajęcia dla kobiet w ciąży, ale wiem, że chcę przekazywać innym swoją wiedzę, swoje doświadczenia i jak najbardziej pozytywne nastawienie do porodu.

Dziś na swoje porody patrzę z dystansem. Uważam, że było pięknie, rodziliśmy naszych ukochanych chłopców, byliśmy razem, z miłością i wzruszeniem witaliśmy nasze nowo narodzone dzieci. Przez te prawie trzy lata wiele się nauczyłam. Wiem, że może być jeszcze piękniej, intymniej, spokojniej, że można przeżyć te chwile według swojego planu, zgodnie ze swoimi marzeniami, że nie trzeba się godzić na wszystko cokolwiek powie położna czy lekarz, że to jest mój – nasz poród, to ja i moje dziecko jesteśmy tu najważniejsi i że to naprawdę może być czas, który będę wspominać jako najpiękniejszy w moim życiu!