21 czerwca… Pierwsza transfuzja.
Noc była trudna, prawie bezsenna. Błyskawice nie opuszczały centrum Warszawy przez długi czas, a szyby w starych szpitalnych oknach stukały przerażająco.
O godz.6 słuchanie tętna, moja córeczka jest maleńka, trudno ją znaleźć, każda sekunda szukania jest coraz trudniejsza. Jest tętno.
Zastanawiam się ile jeszcze godzin czekania, 2-3? Im dłużej czekam tym mniej rozmawiam z dziewczynami. To czekanie jest takie trudne! Od północy nie mogę nic jeść ani pić. Czuję się coraz bardziej zdenerwowana. W końcu po 10 przychodzi położna i mówi, że proszą nas na dół. Dziewczyny trzymają kciuki, piszę sms do F, jeszcze tylko różaniec do kieszeni i mogę iść. Choć „mogę” to nie najlepsze słowo. Idę, bo wiem, że muszę i nie istotne jest, że jestem przerażona jak nigdy wcześniej. Czekam na położną przy windzie, podchodzi koleżanka z sali „Julka, ale Ty blada jesteś… Będzie dobrze!” Nic nie mówię, próbuję się uśmiechnąć.
Zjeżdżamy windą, przy pracowni USG jak zwykle tłum ludzi. Nie czekam długo, po kilkunastu minutach zapraszają mnie. Wchodzę, witam się. Jest lekarz, który wczoraj robił USG, dziś będzie asystował. Czuję, że napięcie we mnie dochodzi do jakiejś granicy. Kładę się, próbuję powstrzymać łzy, ale po chwili już nie jestem w stanie. Wszyscy są bardzo wyrozumiali, spokojnie tłumaczą. Tak mi brakuje F, strasznie potrzebuję, żeby siedział tu, żebym mogła ściskać jego rękę!
Doktor najpierw sprawdza ułożenie maleńkiej, decyduje, że podadzą krew bezpośrednio do żyły w wątrobie. Pierwsze ukłucie – kurczę się z bólu. Lekarz mówi, że nie będzie mógł bezpiecznie wykonać zabiegu, jeśli będę się tak ruszać! „Dobra, kobieto, [myślę] weź się w garść, musisz być silniejsza!” Drugie ukłucie – podanie znieczulenia, czekamy, aż maleńka zaśnie. Ostatnie ukłucie – podanie krwi. Czuję jak igła przebija mój brzuch, chwila i przebija ciałko córeczki. Strach, kiedy zapomina się nawet słowa modlitwy Ojcze nasz; napięcie i stres, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Po zabiegu, oglądamy kontrola serduszka – bije, wszystko wydaje się przebiec pomyślnie. Za tydzień spotykamy się na kolejnej transfuzji.
Człowiek ma w sobie siły, których nie jest świadomy. Znosi trudy, których wydaje się, że nie zniesie. Jeśli kocham, muszę walczyć o życie.