Mechanizm hormonalny cz.2

Przepraszam za aż tydzień przerwy, ale w domu było kilka spraw wymagających mojej większej uwagi.
Dziś proponuję ciąg dalszy mieszanki hormonalnej…

Endorfiny podobnie jak oksytocyna wydzielane są przez przysadkę mózgową. Wywołują w nas uczucia euforii i przyjemności, nie muszę więc dodawać, że towarzyszą nam podczas współżycia, ciąży, porodu i karmienia piersią. Pojawiają się jednak również w sytuacjach stresowych, to one pomagają nam radzić sobie z przeżywaniem bóli porodowych, sprawiają również, że rodząca jest tak jakby w innym świecie, ma ograniczony kontakt z rzeczywistością.

Endorfiny swoimi właściwościami oddziałują również na noworodka, ich obecność w mleku matki wprowadza go w stan pozytywnego pobudzenia i przyjemności. Najwyższy poziom endorfiny osiągają w momencie urodzenia się dziecka powodując uczucie euforii i spełnienia u matki oraz efekt zapomnienia bólu porodowego.

Niedobrze jest gdy poziom endorfin zostanie zachwiany. Ich spadek powoduje wzmożone odczuwanie bóli porodowych, jak również spadek nastroju w połogu, tzw. „baby blues”. Zbyt wysoki poziom endorfin również jest sytuacją patologiczną, powoduje on bowiem spowolnienie akcji porodowej, a nawet zatrzymanie czynności skurczowej, co wiąże się z koniecznością interwencji medycznych.

Adrenalina potocznie nazywana jest hormonem „walki i ucieczki”. To ona jest odpowiedzialna za zdania nierzadko słyszane na sali porodowej: „Jak chcecie sobie rodzić to proszę, ale ja wracam do domu”, „Wypisuję się na własne żądanie” :) Adrenalina wydzielana jest przez organizm rodzącej w sytuacji zagrożenia, gdy zostanie ona pozbawiona intymności, poczucia bezpieczeństwa. Wpływają na to m.in. interwencje medyczne, częste badania położnicze, obecność wielu osób oraz hałas na sali porodowej, ostre światło. Niestety często personel szpitalny zamiast zadbać o sprzyjające rodzącej warunki ciszy i spokoju, dopatrują się w jej zachowaniu patologii. Zamiast podać kroplówkę, proponować znieczulenie czy podłączać kobietę do aparatu KTG, personel obecny na sali porodowej powinien przede wszystkim zidentyfikować źródła lęku i niepokoju u rodzącej, zapewnić jej poczucie intymności i prywatności. Ważne jest również zapewnienie ciągłości opieki i zmniejszenie osób obecnych przy kobiecie do minimum. Zdarza się również, że źródłem stresu u rodzącej jest osoba towarzysząca jej przy porodzie (np. mąż, matka, przyjaciółka), w takiej sytuacji zadaniem personelu jest spokojne wyjaśnienie sytuacji i wyproszenie takiej osoby (przynajmniej na jakiś czas) z sali porodowej.

Wydawać by się mogło, że adrenalina związana jest jedynie z trudnymi i negatywnymi sytuacjami. Jednak to ona jest najważniejszym hormonem w kluczowym momencie porodu. Jest niezbędna w momencie wypierania dziecka na świat, to ona zapewnia siły potrzebne do sprawnego wydostania się noworodka na zewnątrz organizmu mamy.

Na koniec pragnę jeszcze raz zaznaczyć, że poród przebiegający naturalnie, bez jakichkolwiek interwencji, jest najlepszą sytuacją zarówno dla matki jak i dla dziecka. Natura wyposażyła nas w mechanizm hormonalny, który w swojej naturze jest doskonały i nie wymaga żadnego „ulepszania”!

Za kilka dni trochę o doulach i o tym dlaczego w ogóle są ona potrzebne.

Hormonalny mechanizm w porodzie

Na początku wyrażę swój zachwyt nad stworzonym przez naturę mechanizmem hormonalnym, który jest sam w sobie doskonały, prosty i niezwykle skuteczny. Stwórca skonstruował mechanizm rodzenia w ten sposób, aby każda kobieta na Ziemi potrafiła rodzić swoje dzieci bez niczyjej pomocy! Czyż to nie wspaniała i bardzo budująca wiadomość? :)

Podczas porodu kobietą włada doskonale zrównoważony system hormonów, który gwarantuje szczęśliwe narodziny nieomal każdego dziecka. Użyłam słowa „włada”, ponieważ hormony wydzielane są w partiach mózgu odpowiadających za zachowania instynktowne. Oznacza to zatem, iż poród jest procesem niezależnym od woli kobiety, nie da się nim świadomie kierować.
A co to konkretnie znaczy dla Was, drogie (przyszłe) mamy? Niestety, a może raczej na szczęście, nie można nauczyć się rodzić. Jest to proces zupełnie instynktowny, który poznacie dopiero podczas swojego porodu. Oczywiście można i nawet należy się do porodu przygotować, uczyć się oddechu, przygotowywać organizm do wysiłku, można słuchać relacji kobiet, które już urodziły, oglądać filmy o porodach. To wszystko przygotowuje, oswaja z nieznaną sytuacją, ale nie nauczy.

I proszę nie martwcie się, że nie będziecie umiały urodzić! Potraficie! Do tego zostałyśmy stworzone! I tylko my, kobiety, jesteśmy wyposażone w elementy, które umożliwiają urodzenie dziecka. Należą do nich przede wszystkim układ rozrodczy, budowa ciała i sterujące porodowym procesem hormony. Każdy facet przegrałby z nami już na starcie :)

Podczas porodu w perfekcyjny sposób mieszają się w naszym ciele wspaniałe hormony. Pozwólcie, że krótko omówię ich działanie i zadania.

Oksytocyna potocznie zwana jest „hormonem miłości”. Odgrywa istotną rolę nie tylko podczas całego porodu, ale również po nim. Towarzyszy nam również podczas współżycia i karmienia piersią. Oksytocyna wydzielana jest pulsacyjnie przed przysadkę mózgową, powodując skurcze macicy. Bezpośrednio po porodzie odpowiada za obkurczanie macicy tamując krwawienie przy odklejaniu i rodzeniu się łożyska. To dzięki niej macica z rozmiarów mieszczących noworodka zwija się i obkurcza do wielkości małej pomarańczy!
Oksytocyna odpowiedzialna jest również za zmianę zachowań kobiety, gdy zachodzi w ciążę. Mama nosząca w brzuchu swojego malucha staje się dzięki niej bardziej wrażliwa, otwarta na kontakty z ludźmi. Hormon miłości przygotowuje kobietę do macierzyństwa, przez całe 9 miesięcy pracuje, aby stopniowo zakochiwała się ona w swoim dziecku. Oksytocyna sprawia, że troszczymy się o człowieka, którego nigdy nie widziałyśmy, nie wiemy jak wygląda, jakie ma oczy, jakie włosy, czy jest mężczyzną, czy kobietą… Jest to wzruszające, piękne i jedyne takie zjawisko w naturze!

Źle się jednak dzieje, gdy wydzielanie oksytocyny zostanie zahamowane. Wówczas proces porodu zostaje zahamowany. Nigdy nie jest temu bezpośrednio winny organizm rodzącej! Jeśli poziom wydzielania oksytocyny zostanie zaburzony pamiętaj, że nie jest to Twoja wina! Co może powodować takie zaburzenie? Przede wszystkim sytuacja wokół rodzącej, która burzy jej spokój i poczucie bezpieczeństwa. Dla każdej z nas będzie to trochę co innego, może brak męża przy porodzie, może nieustannie dzwoniący telefon. (Na marginesie proponuję od razu po przyjeździe do szpitala wyłączyć go lub przynajmniej wyciszyć. Może dla przyszłej babci lub dziadka będzie to trudne, ale na litość Boską to nie jest czas, kiedy musisz odbierać telefony od rodziców!) :)

Gdy jest Ci zimno lub czujesz głód mechanizm wydzielania oksytocyny również może zostać zachwiany. Dlatego tak ważne jest, aby przed wyjściem z domu zjeść lekki posiłek i pamiętać o zabraniu ciepłych skarpetek, szlafroka, dłuższego swetra.

Jednak największym przeciwnikiem oksytocyny endogennej (czyli tej wydzielanej przez nasz organizm) są środki znieczulające oraz oksytocyna syntetyczna (ta która podawana jest w kroplówce, np. w celu wywołania porodu). Te chemiczne substancje paraliżują wydzielanie oksytocyny endogennej. Dlatego m.in. jestem wielką przeciwniczką znieczulenia zewnątrzoponowego.

Prolaktyna jest kolejnym ważnym hormonem porodowym, zwana jest „hormonem macierzyńskim”. Jej najważniejszą funkcją jest produkcja mleka w piersiach. Jej poziom gwałtownie wzrasta w momencie rodzenia się łożyska. Wtedy to bowiem noworodek pierwszy raz przysysa się do piersi swojej mamy i połyka krople pierwszego pokarmu, bardzo energetycznego i pełnego dobrych dla niego przeciwciał. Prolaktyna odpowiada również za dwubiegunowe opiekuńczo-agresywne zachowania matki, sprawia, że z miłością opiekując się dzieckiem, w chwili zagrożenia walczy o nie jak lwica o swoje małe lwiątko.

Ciąg dalszy mieszanki hormonalnej w najbliższych dniach… :)

Gdy poród się rozpocznie…

Do szpitala dobrze jest jechać, skurcze pojawiają się co 5 minut. Liczymy je od momentu pojawienia się bólu, do momentu pojawienia się następnego, po czasie odpoczynku pomiędzy skurczami. Hardkorowcy jadą do szpitala ze skurczami co 3 minuty, ale osobiście nie polecam takiej sytuacji, szczególnie mamom rodzącym po raz pierwszy. Oczywiście ten moment jechania do szpitala trzeba uzależnić od różnych czynników, np. czy jest noc czy dzień, czy jest to święto czy dzień pracy, czy godzina szczytu czy inna pora dnia, czy szpital, w którym zamierzamy rodzić mieści się w odległości 35 czy 2 km od naszego domu, czy mamy swój samochód, czy musimy jeszcze zagadać z sąsiadem, czy nam pożyczy :)

Udało się! Korków nie było, sąsiad pożyczył auto, szczęśliwie docieracie do szpitala! :)

I tutaj jest moment na to, aby obalić kolejny mit. „A jak nie przyjmą mnie do szpitala?”

Wiem, że ogromna ilość mam panicznie się tego boi. Na pierwszych zajęciach ze szkoły rodzenia, do której przed narodzinami pierwszego malucha chodziliśmy z mężulkiem, padło pytanie od prowadzącej: „Czego, drogie Panie, najbardziej obawiacie się, myśląc o swoim porodzie?” Może niektórych to zdziwi, może innych nie, ale 90% grupy odpowiedziało, że najbardziej boi się, że nie zostanie przyjęta do szpitala. Na marginesie ja odpowiedziałam, że boję się tego, że zwyzywam od najgorszych cały personel szpitalny, mojego ukochanego męża i jeszcze każdego, kto się po drodze nawinie :)

Przeczytajcie i zapamiętajcie, że szpital ma obowiązek przyjąć pacjentkę z zaawansowaną akcją porodową. Jeśli słyszeliście kiedyś opowieści o tym jak kobieta została odesłana do innego szpitala lub po prostu do domu, to nie znaczy, że położne są chamskie, wszyscy jej źle życzą, a ten szpital ma znienawidzić do końca życia. Podam przykład.

Pani Kunegunda jest w zaawansowanej ciąży z pierwszym dzieckiem, mija właśnie 39 tydzień, jest godz. 2.35 w nocy, leży w swoim łóżku z mężem. Nagle czuje, że coś tam w krzyżu zaczyna ją boleć, po kilku minutach czuje, że brzuch też zaczyna boleć. Zrywa się na równe nogi, w nerwach budzi męża i każe zawieźć się do szpitala. Już wcześniej wymyśliła sobie, że będzie to szpital XYZ i że urodzi w sali malinowej z różowymi zasłonkami i wanną z jacuzzi. Przyjeżdżają do szpitala, pani Kunegunda zostaje zbadana przez położną i słyszy: „Proszę Pani, dzidziuś wybiera się już na świat, jednak rozwarcie jest tylko na 1 cm, skurcze pojawiają się co 20 minut, poród może trwać jeszcze nawet kilkanaście godzin. Wszystkie sale porodowe są zajęte, nie zanosi się, aby któryś z tych porodów zakończył się w przeciągu najbliższych dwóch godzin. Dzwonimy do szpitala ZYX, tam są wolne miejsca na porodówce, zarezerwowali dla Pani miejsce i równie dobrze się tam Panią zaopiekują”.

Ciąg dalszy tej opowieści może być różny. A dla pani Kunegundy najważniejsze jest to, że nie została przyjęta do szpitala… Jednak prawda jest taka, że szpital, jeśli nie ma możliwości, nie musi jej w tym momencie wpuścić na blok porodowy. Jeśli pani Kunegunda podczas badania w szpitalnej izbie przyjęć miała skurcze co 2,5 minuty i 6-7 cm rozwarcia to na pewno nikt by jej z tego szpitala nie odesłał!!!

Ok. Teraz trochę czystych faktów. Poród dzieli się na trzy okresy.
I okres rozpoczyna się skracaniem i rozwieraniem szyjki macicy Ten okres dzielimy na 3 fazy:

  • faza wstępna – trwa od 3 do 12 godzin; szyjka macicy skraca się i rozwiera do ok.3-4 cm
  • faza pracy – trwa najwyżej 7 godzin, zwykle znacznie krócej; szyjka rozwiera się do 7-8 cm
  • faza przejściowa – trwa ok. 1 godz lub krócej; dochodzi do pełnego rozwarcia ok.10 cm

II okres to faza parcia, kiedy dziecko wydostaje się na świat; trwa najwyżej od 5 minut do 2 godz.

III okres maleństwo jest już na świecie; teraz musi się jeszcze odkleić i urodzić łożysko; 5-40 min

Jest to schemat, którego zadaniem jest uporządkować postęp porodu. W swoim porodzie zapewne trudno będzie określić, w której fazie szczególnie I okresu porodu jesteś. Tak naprawdę nie jest to tak istotne. Najważniejsze, aby skupiać się na kolejnych skurczach, spokojnie oddychać i pamiętać, że kolejny ból przybliża Cię do chwili, gdy zobaczysz swoje ukochane Maleństwo!
O tym znacznie dokładniej innym razem.

 

Za kilka dni napiszę o hormonach, o tym jak nam pomagają i jak wyjątkowym zjawiskiem jest hormonalny mechanizm w porodzie.

 

Niedługo przed rozpoczęciem porodu…

Poruszę temat dość istotny dla mam i tatusiów oczekujących na narodziny malucha. Temat porodu jest bardzo szerokim zagadnieniem, napisano wiele opasłych książek na ten temat. Chciałabym poruszyć istotne sprawy, które dotyczą porodu fizjologicznego. Nie będzie tu miejsca na zagłębianie się w różne patologiczne sytuacje. O tym napiszę innym razem.

Zacznijmy od jasnego postawienia sprawy. Ciąża jest fizjologicznym stanem w organizmie kobiety, objawem jej zdrowia i kobiecości! Skończmy więc raz na zawsze z bzdurami na ten temat i powiedzmy głośno, że ciąża nie jest chorobą! To jeden z kilku mitów, który czas w końcu obalić!

Poród jest zwieńczeniem 9 miesięcy (ok.280 dni), jakie mały astronauta spędza pod serduszkiem swojej mamy. Każda z mam na pierwszej ciążowej wizycie u ginekologa potwierdza swoje przypuszczenia (lub dowiaduje się:) ), że jest w ciąży. Po chwili położna lub lekarz chwyta (jak jakąś wyrocznię) okrągłe papierowe kółko i oznajmia: „No to termin porodu ma Pani na [np.] 10 grudnia”. Od tej chwili mama, a niedługo później cała rodzinka przeżywa tą datę jak co najmniej datę objawienia. Dlaczego o tym piszę, bo wiem nie tylko z własnego doświadczenia, że kobiety bardzo przywiązują się do tego konkretnego dnia. „10 grudnia, 10 grudnia, 10 grudnia….” Dlatego ważne, aby wiedzieć i pamiętać, że ten przysłowiowy 10 grudnia nie jest wyczarowaną datą, w której na pewno urodzi się Wasze dziecko. Jest to jedynie środkowy dzień terminu porodu. A więc cóż to jest ten termin porodu? Jest to okres dwóch tygodni przed środkowym dniem i dwóch tygodni po nim. Jeżeli ten dzidziuś z 10 grudnia urodzi się 26 listopada to będzie równie pięknym i zdrowym (może jedynie trochę lżejszym), niż gdyby urodził się 16 lub 24 grudnia.

Z pierwszym dzieckiem termin porodu miałam wyznaczony na 26 czerwca. Franio, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, urodził się 12 czerwca w nocy. Dodam tylko, że 3 dni wcześniej zdawałam jeszcze egzaminy na uczelni w innym mieście, a walizka, w którą zamierzałam spakować się do szpitala, leżała zakurzona w piwnicy… :)

W końcu nadchodzi ten wyczekany przez ok. 9 miesięcy moment. Coś się zaczyna… Może czujesz jakieś bóle w krzyżu lub w dole brzucha (podobne do bóli miesiączkowych), może zaskoczona zobaczysz, że tworzy się pod Tobą kałuża wody (wód płodowych). Czy będzie to poród, czy skurcze przepowiadające? Tego niestety nie jestem w stanie powiedzieć. Jeśli odeszły wody, to Wasz dzidziuś w przeciągu kilkunastu godzin z pewnością pojawi się na świecie, jeśli pojawiły się skurcze to nie jest to już takie oczywiste. Na szczęście są sposoby, aby sprawdzić jakimi te skurcze są. Aby dowiedzieć się co to za skurcze wykonaj jedną z poniższych czynności:

  • 15-minutową kąpiel lub prysznic
  • weź tabletkę rozkurczową (np. Nospa)
  • połóż się, odpocznij, zrelaksuj

Jeśli bóle miną znaczy, że poród nie rozpocznie się w najbliższych godzinach. Jeśli natomiast skurcze nie miną, będę stawały się coraz mocniejsze, dłuższe i regularne w czasie, to akcja porodowa została rozpoczęta. Skurcze porodowe są z początku dość nieregularne, nie należy się tym przejmować. Jest to sytuacja naturalna, nasz organizm nie ma w sobie stopera i nie nastawia go po każdym skurczu, aby następny przyszedł, podobnie jak poprzedni, po równiusieńkim odstępie np.83 sekund. Akcja porowa dopiero się rozkręca, przed Wami jeszcze piękny kilku, kilkunastogodzinny czas rodzenia!
Z początku skurcze mogą się pojawiać co 20-25 minut, kolejny może przyjść po 15, a następny znowu po 25 minutach. To wszystko jest normalne i nie oznacza, że dzieje się coś złego. Ważne jednak, aby osoba towarzysząca rodzącej, lub jeśli takiej nie ma, to ona sama, zapisywała godzinę rozpoczęcia kolejnych skurczy. Jest to pomocne, w podjęciu decyzji o tym, kiedy jechać do szpitala, również, aby w szpitalu można było powiedzieć położnym w jakich odstępach przebiegały skurcze.
Poza tym (a może przede wszystkim) po latach taka kartka jest piękną i wzruszającą pamiątką!

C.d.n.  jutro :)

Zaczynam pisać!

W związku z przeogromną potrzebą myślenia, czytania, opowiadania o tematach ciążowo – porodowo – połogowo – dzieciowych zaczynam pisać!

Wszystkich zaangażowanych w temacie, tych, którzy niewiele wiedzą, a chcieliby się dowiedzieć, ciężarówki i ciężarowców, rodziców planujących maluchy i wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób trafili na tego bloga zapraszam do czytania!

Na początek może coś o mnie i moim podejściu do tematu…

Jestem przeszczęśliwą żoną Filipa oraz mamą Frania i Juliuszka. Mój pierwszy poród przeżyłam w czerwcu 2009 roku, drugi zaś w lutym 2011r. Obecnie wyznaczonego terminu porodu nie mam… ale w przeciągu najbliższych kilku lat zamierzam mieć :)

Kiedy zaczęło się moje obsesyjne myślenie i zaangażowanie w tematy ciążowo-porodowe…? Pierwsza myśl przyszła kilka chwil po urodzeniu Frania… „To było niezwykłe, piękne, przeżyłam coś tak wspaniałego…” Przez kilka ciążowych miesięcy słuchałam mrożących krew w żyłach opowieści typu: „To był koszmar, rodziłam 72 godziny”, „Bardzo Ci współczuję, że musisz urodzić”, „Bidulko moja”, „Wiesz… to naprawdę będzie bardzo bolało, no ale musisz jakoś to przeżyć.”
Hmm… dzięki, bardzo budujące…

I w te kilka chwil po urodzeniu pierwszego synka zaczął budzić się we mnie bunt wobec takiego przedstawiania porodów. Tyle się nasłuchałam, a to tak naprawdę bardzo niewiele miało wspólnego z rzeczywistością. Dlaczego młoda dziewczyna w ciąży jest negatywnie nastawiana wobec czegoś co może być jednym z najpiękniejszych wydarzeń w jej życiu?!

Pomyślałam „O nie, tak nie będzie! Chcę, żeby wszyscy wiedzieli, żeby cały świat usłyszał dobrą nowinę o porodzie!”

Gdy na świecie pojawił się nasz drugi synek moje zaangażowanie znacznie się pogłębiło. Jeszcze na oddziale położniczym spędziłam kilka dni na rozmowach z położnymi. Kilka godzin po porodzie wchodzę do dyżurki i mówię: „Dzień dobry, chciałam strasznie podziękować za wczoraj, było wspaniale!”. A one z szeroko otwartymi oczami: „No chyba żartujesz, jeszcze nikt nigdy tak nie przyszedł do nas i nie mówił takich rzeczy! Raczej – co myśmy zrobiły, to okropne i że nigdy więcej!”

No cóż… Widać jestem trochę inna, ale… cieszę się z tej swojej inności :)

Zaczęłam pochłaniać artykuły naukowe, podręczniki akademickie dla studentów położnictwa, ostatnio brałam czynny udział w szkoleniu dla położnych dotyczących pozycji wertykalnych. Na wiosnę planuję szkolenie dla doul. Cały czas zbieram wiedzę i z zapałem patrzę na pracę w tym zawodzie. Nie wiem czy pójdę na studia położnicze, czy zostanę doulą, czy będę prowadzić szkołę rodzenia, czy zajęcia dla kobiet w ciąży, ale wiem, że chcę przekazywać innym swoją wiedzę, swoje doświadczenia i jak najbardziej pozytywne nastawienie do porodu.

Dziś na swoje porody patrzę z dystansem. Uważam, że było pięknie, rodziliśmy naszych ukochanych chłopców, byliśmy razem, z miłością i wzruszeniem witaliśmy nasze nowo narodzone dzieci. Przez te prawie trzy lata wiele się nauczyłam. Wiem, że może być jeszcze piękniej, intymniej, spokojniej, że można przeżyć te chwile według swojego planu, zgodnie ze swoimi marzeniami, że nie trzeba się godzić na wszystko cokolwiek powie położna czy lekarz, że to jest mój – nasz poród, to ja i moje dziecko jesteśmy tu najważniejsi i że to naprawdę może być czas, który będę wspominać jako najpiękniejszy w moim życiu!